Po nurkowaniu wracając ominęliśmy ABRO, bo było późno, potem mecz, zatem opis dopiero z domu. Ten dzień w logbooku zapisujemy jako „ostrzegawczy” ;). Żeby być zawsze czujnym. No ale po kolei.
Wyprawa do Mierkiń, pakujemy się na łódź, a Robert odkrywa przerażającą rzecz – przez pomyłkę ma skafander swojej żony Moniki, a nie swój. Nawet nie próbuje wbić się w ubranko kilkanaście numerów mniejsze. Musiał pojechać do Błaskowizny do Roberta i pożyczyć ocieplacz. Reszta w tym czasie rozpaliła butlę gazową i zaparzyła kawę – super. Po powrocie ruszyliśmy w kierunku garbu. Na miejscu klar i wskakujemy. Wtedy okazuje się, że Sławek ma dziurawą rękawicę (otwór ok 1 cm średnicy, zatem nie ma szans, bo odpadnie mu na koniec nurkowania odmrożona ręka). Na szczęście ma zapasową gumę, wisząc na jackecie wymienia pęknięta rękawicę i jest ok. W końcu wszyscy jesteśmy w wodzie. Plan – kierunek 300, a potem w lewo. Na początku dno opadało bardzo słabo i trzeba było mocno pilnować azymutu. Potem natrafiliśmy na kamienne załamanie dna i tu, jak się później okazało, Oskar jako przewodnik popełnił błąd. Zamiast zejść niżej popłynął w lewo na mniejszej głębokości trzymając się kamiennego załamania. Niestety przez ten manewr nie trafiliśmy na ścianeczkę, ale ruszyliśmy dalej w lewo. Ogólnie rzecz ujmując to można to nurkowanie nazwać „wyeksplorowaliśmy kolejny odcinek dna” czyli nic nie znaleźliśmy. Kiedy czas deko zbliżył się do 30 min trafiliśmy na dno kamieniste z garbem. Niestety zaraz komputery wskazały 35 min deko, zatem rozpoczęliśmy wynurzanie. Zaraz skończył się stok z kamieni i potem jeszcze na głębokim mocne wypłaszczenie. Nie widać było stoku, nie wiadomo gdzie płynąć, trzeba było pilnować kompasu. Jeszcze przez pięć minut płynęliśmy po wypłaszczeniu, a czas deko nam rósł osiągając 45 min! Już mieliśmy strzelać boję i wynurzać się w toni, ale w końcu dno zaczęło się wypłycać. Uff. Doszliśmy do 21 m i w spokoju nastąpiła zmiana gazu na deko. Otworzyliśmy sobie okienko w 3 min na 21m i potem ruszyliśmy na nudną dekompresję. Na szczęście dno już wypłycało się znacząco i bez kompasu wróciliśmy do łodzi. Podsumowując każdy miał jakiś zonk: Oskarowi zablokował się przycisk odpustowy inflatora worka, Maciek zalał skafander przez rękaw, Sławek porwał rękawicę, a Robert wziął z domu ocieplacz żony zamiast swojego. Poza tym wypłaszczenie poniżej zmiany gazów i problem w określeniu kierunku bez kompasu sprawiło, że nurkowanie stało się tym z rodzaju „ostrzegawczych” i pouczające dla każdego na przyszłość.
Ekipa: Sławek, Maciek, Oskar i gościnnie Robert. Support na łodzi: Monika
Gazy: Air+Nx50(+oxy).
Tekst: Oskar Kielczyk – Klub Płetwonurków Skalar Białystok
Zdjęcia: Monika Sawoniewska
Opis masz dwa razy
OK, poprawiłem, dzięki.