Ostatnio trochę mniej nurkowałem, nie to że mi się znudziło, o nie, czasem są w życiu takie chwile, w których trzeba poświecić czas na inne sprawy, czyli zajęty trochę byłem organizowaniem ślubu (własnego oczywiście :D), za to w tą niedzielę też nie było łatwo, coroczny „Bal Płetwonurka” 2017. Oskar powiedział „ja to chętnie”, więc po krótkiej nocy pomknęliśmy nad jez. Hańcza. Tak jak ostatnio znowu postanowiliśmy popłynąć z Andrzejem na zachodni brzeg. Wskakujemy do wody, i od razu zauważamy żyłki wędkarskie, ostrożnie się zanurzamy, na 13 metrach przy kamieniu widzę jeszcze woblera, pstrykam zdjęcie i pędzę za Oskarem. Najpierw odwiedzamy pierwszą grań, następnie kierujemy się na drabinę. Sporo czasu już tu jest, słyszałem opowieści o niej, ale widzę ją pierwszy raz. Nawet fajnie się prezentuje, ale mimo wszystko to zaśmiecanie jeziora. Płyniemy na drugą grań, potem dalej oglądamy kawałek ścianki, wracamy i tutaj Oskar zabiera mnie w miejsce, które znalazł tydzień wcześniej, niesamowite tyle razu tu nurkowałem, ale jakoś nigdy nie zapuszczałem się tutaj, i widać, że nie za dużo osób tutaj bywa, bo delikatne struktury i formacje denne wydają się nienaruszone. Dziury miętusie, biały uskok, kolorowa ścianeczka, dziury torfowe, gęba mi się uśmiecha od ucha do ucha. Coś nowego.

One Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *