Przeciwności losu ciąg dalszy.
A jakoś tak się ostatnio składa, że nie po drodze mi wejścia do wody. Praca zapędziła mnie do Wilna, poszedłem więc sobie pobiegać w nowe rejony, i tak sobie zbiegam z górki, jestem przeszczęśliwy, myśląc jak będzie super wbiegać z powrotem, bo w Białymstoku górek jest jak na lekarstwo, że nie zauważyłem pręta zbrojeniowego, wywinąłem orła, ręka jakoś tak się podwinęła na klatkę piersiową, dokładnie w miejsce w którym mam pas z czujnikiem tętna. W efekcie miałem zbite/pęknięte/połamane żebro. Które z powyższych oczywiście nie wiem, bo do lekarza nie było czasu iść. No, więc tydzień temu była klubowa choinka, owszem byłem, ale nurkowania sobie odpuściłem. Natomiast w tym tygodniu pomalutku z dnia na dzień rozwijało się we mnie przeziębienie. No więc chodzę sobie po sklepie w mieście Alytus (to na Litwie jakby ktoś nie wiedział) a tu dzwoni do mnie Oskar i pyta czy jedziemy. Żebra bolą, noszę opaskę uciskową na klatce, z nosa prysznic bo mam właśnie apogeum przeziębienia, nie od razu, ale odpowiadam mu „TAK” 🙂 jedziemy.
Spotykamy się jak zwykle o 7 rano w klubie, pakujemy się do astry i mkniemy do Tomka Marcinkiewicza. Na miejscu przebieramy się w domu w ocieplacze i pakujemy na wóz. Tomek zwozi nas ciągnikiem na dół, a na dole krzywimy twarze. Desantówki są pełne wody. Uuuuu nie dobrze, na szczęście Tomek nie widział nic zdrożnego w wylewaniu jak obliczył Oskar dwóch m3 wody, więc po chwili mknęliśmy już na miejscówkę, którą nazywamy „ścianka kredowa” albo „magiczne miejsce”. Dawno tutaj nie byliśmy a Oskar wymyślił sobie oświetlić ściankę kilkoma backupowymi latarkami i zrobić zdjęcia.
Wchodzimy do wody i od razu widzę, że widoczność jest lepsza niż ostatnio, schodzimy w dół i w okolicy 15 metra zauważam że jest mleko, to nie jest woda do zdjęć, popsuła się widoczność w miejscu w którym Oskar zaczyna rozkładać latarki. Postawił jedną latarkę, oglądam efekty, i widzę że jest za mało światła, latarka nic nie oświetliła, krzyczę do Oskara że to nie ma sensu, ale najwyraźniej mnie nie zrozumiał bo poustawiał jeszcze 5 innych latarek. Te 6 latarek nie wiele pomogło, dalej było za ciemno, po prostu były za słabe żeby uzyskać efekt, który zamierzał uzyskać.
Po rozstawieniu latarek pomknęliśmy w dół obejrzeć uskoki i rozejrzeć się czy nie ma tam czegoś, co przegapiliśmy wcześniej, nic nie znaleźliśmy nowego, wynurzyliśmy się na ściankę skalną a później wróciliśmy na kredową zrobić fotki podświetlonej ścianki kredowej J. Oskar pozabierał zabawki czyli latarki i rozpoczęliśmy deco.
Nurkowanie bez achów i ochów bo już tu trochę razy byliśmy, ale wnioski z próby podświetlenia ścianki zostały wyciągnięte.
W czasie deco na 3 metrach zmierzyłem widoczność i ku mojemu zdziwieniu wyszło 12 metrów. Woda wydaje się gorsza niż 12 metrów, ale tak mi wyszło, więc ku pamięci podaję. Temperatura wody 5 stopni.
Dodaj komentarz