W końcu! Po 1,5 miesiąca przerwy w wodzie. A to robota, a to poród i jakoś tak zleciało.
Zbiórka o 7 pod klubem. Pakujemy się do Astry i dzida. Tym razem wg nas najlepsza miejscówka dostępna z brzegu. Tylko to podejście po nurkowaniu. Nie raz, nie dwa mieliśmy lekkie objawy DCSa po targaniu twinów pod górę. Większe zmęczenie niż zwykle i senność ?.
Szybko się klarujemy, znosimy stage i w tym momencie rozsypało się pokrętło zaworu. Śruba mocująca wpadła do wody i nie mogliśmy jej znaleźć. Sławcio przełożył pokrętło z argonówki uprzednio otwierając zawór. No cóż. Pierwsze ostrzeżenie – musimy być czujni. Potem Oskar skręcił swojego twina i okazało się, ze ma 150 atm – szlag! Postanawiamy skrócić nurkowanie w związku z tym, ale i tak wystarczyło.
Najpierw płynęliśmy na 10 m, aż dotarliśmy do grani. Pięknie się prezentowała, w dole widoczne bakterie, dziś układały się w kłębiaste chmury. Kilka fotek i prześlizgnęliśmy się po pierzynie baterii. Po niecałej minucie byliśmy na drugim garbie. Chwila dla reporterów i w dół na kolorowe dziury. Ładne wnęki, dziury, kłoda wystaje cały czas tak samo, jakiś zabłąkany miętus. Niestety jest ich coraz mniej. Możliwe, że wpływ na to ma rozrastająca się w zawrotnym tempie populacja raków, która zajmuje miejsca, w których siedziały wcześniej miętusy.
Po kilku zdjęciach ruszyliśmy w górę w poszukiwaniu dłubanki – jest cały czas tam, gdzie zostawiliśmy ją ostatnio. Na koniec zostawiliśmy sobie na deser piękne dziury, nazwane przez nas ścianeczką drewnianą. Ciekawe formy osadów, miękkich iłów, gytii z domieszką brązowej substancji nadającej jej kolor i wygląd drewna. W tym miejscu spędziliśmy chyba z 15 min. Aparat Oskara odmawiał posłuszeństwa (tzn. padła bateria) i musiał co chwilę robić przerwy, żeby akumulator się podładował. Dwa, trzy zdjęcia i znów czekanie.
W 50 min postanowiliśmy zawrócić ze względu na ilość powietrza w twinach. Po kilku minutach przełączyliśmy się na „50-tkę” i po płytkich skałkach wracaliśmy do wyjścia. Na tych ściankach spotkaliśmy ok. 50 raków. Wielkich, dużych, małych, w dziurach albo poza. Plaga. A z ryb tylko jeden miętus, i to głęboko. Ani jednego okonia, nie mówiąc już o szczupaku.
Na koniec jeszcze przegapiliśmy wyjście i musieliśmy trochę się cofnąć. Na szczęście woda płytko nie jest jeszcze bardzo zimna (13st.), dlatego nie mieliśmy z tym problemu. Czas nurkowania 90 min, głębokość maksymalna 31m. Widoczność ok. 7m, jakaś zawiesina.
Ekipa: Sławek i Oskar
Gazy: air+Nx50
Tekst: Oskar Kielczyk – Klub Płetwonurków Skalar Białystok
Zdjęcia: Sławomir Paniczko
Ta miejscowka to pewnie po drugiej stronie jeziora?
Co do rakow to nurkowalem w sobote na P1 i tam z boku była masakra, tyle ich było. Napierdzielaly sie nawet miedzy soba o dziury.
Tak, na zachodnim brzegu.
Z rakami to jakiś koszmar.